Jakiś czas temu zastanawiałem się, kiedy skończy się wysyp bardzo dobrych zespołów z Transubstans, bo przecież to niemożliwe , żeby cały czas pojawiały się następne interesujące kapele. No i wykrakałem. Posucha trwała kilkanaście miesięcy, a “Far From The Sun” Siena Root to pierwsza, od dłuższego czasu, płyta z Transubstans, która naprawdę mi się spodobała. I mam nadzieję jest pierwszym zwiastunem kolejnej doskonałej serii ze Skandynawii.
Podstawą brzmienia Siena Root są gitarowe riffy i wszechobecne hammondy. Nie do końca jest to, jak mogłoby się wydawać na początku, hard-rock. “Zasięg działania” grupy jest szerszy, instrumentarium także bogatsze – słyszymy sitar, flet, mellotron. Chyba lepiej nazwać muzykę zespołu - rock a’la koniec lat 60-tych. W ten sposób pozostawili sobie dużo miejsca do muzycznego manewru – nie trzeba się przejmować zbytnią spójnością stylistyczną dzieła. Pierwszy utwór to typowy hard-rock – mocny riff, gitary grające unisono, coś jak w Wishobne Ash, dobry wokalista, doskonale czujący taką muzykę. Ale następny “Waiting for The Sun” to zupełnie inna para kaloszy – pojawia się sitar, robi się psychodelicznie, kojarzy mi się to z “Paper Sun” Traffic, ale partie wokalne przypominają Jefferson Airplane. Spore fragmenty “Almost There” to normalny blues (szkoda , że nie cały utwór), a “Wishing for More” to prawie boogie i do tego z solem na harmonijce. I na koniec w charakterze wisienki na torcie - psychodeliczno-progresywny “Long Way from Home”. Byłoby lepiej, gdyby nie to, że po trzydziestu minutach fajnego grania, jakby im prąd odcięło - “The Summer Is Old” i “The Break of Dawn” są mniej interesujące. Ewidentnie czegoś im brakuje. Ten pierwszy Sabbathem zalatuje, ale i takim “korzennym”, i takim z pod znaku “Planet Caravan” i “Solitude”. Może za dużo tego na raz? Na szczęście wspomniany “Long Way from Home” znowu podnosi poziom i jest to bardzo dobre zakończenie tej ogólnie udanej płyty. I jeszcze powinienem wspomnieć “Two Steps Backwards” – skoczny rocker na około trzy i pół minuty – dobry pomysł, dobry riff, świetnie zaśpiewane – pochwała rockowej prostoty.
Tym “Almost There” mnie rozbroili – jaki współczesny zespół rockowy, hard-rockowy grywa coś bluesowego? Bardzo rzadka sprawa w tym “segmencie” wykonawców. Blues, boogie, psychodeliczny sosik (z grzybków :) ?)w dużych ilościach – pochwały godna różnorodność. Nie ma się kiedy nudzić.
Dla porządku trochę o zespole – Siena Root to szwedzki kwartet działający od drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych. Oprócz “Far From The Sun” nagrał wcześniej jeszcze dwa longplaye i jak się zdążyłem zorientować ta nowa żadnego przewrotu stylistycznego nie przynosi.