Naczelny powiedział, że mi się to spodoba, bo lubię Fish-Marillion. Niby tak. Fish-Marillion uwielbiam, ale raczej nie przenoszę mojego bałwochwalczego zachwytu na twory post-marillionowskie.
Jednak tym razem miał rację – spodobało mi się. Co prawda wokalista śpiewa w “lengłydżu”, ale jest schowany nieco z tyłu i instrumenty go zagłuszają. I nie rozumiem za bardzo jaki był powód “okraszenia” w samym środku, tak dobrze rozwijającego się “Nobody’s Dream” kilkuminutowym fragmentem instrumentalnego niczego.
A teraz zacznie się ta przyjemniejsza część recenzji, bo będę już tylko zespół chwalił. Zacznijmy od spraw technicznych – Kramarski i jego Lynx Music Studio – stamtąd technologiczne gnioty nie wychodzą. Nie mają prawa. “One” brzmi dokładnie tak, jak powinna taka płyta brzmieć. Bez fajerwerków i nieco konserwatywnie, ale elegancko. Po prostu idealnie dla takiej muzyki. Sama muzyka - Najlepiej słuchać tej płyty w całości, razem z tymi króciutkimi interludiami – one po coś tam są. A Marillion nie stanowi aż takiej inspiracji jak sugerował to Naczelny. Jasne, że Marcin Kruczek lubi sobie czasami pograć jak Rothery, a Rafał Muszyński jak Kelly, ale nie zawsze i nie do końca. Kruczek należy do gitarzystów, których nazywam “stylistami”, czyli posiada umiejętność zagrania takich kilku nut, żeby słuchaczowi ciary po plecach poszły. A jak sobie obaj ładnie “pogadali” przez kilka minut w “Ready to Live” – bardzo śliczny fragment, chyba najładniejszy na płycie. Jak wspomniałem nie samym Marillionem Mindfileds żyje, Pink Floyd też bym się doszukał. Poza tym słychać w tej muzyce lata osiemdziesiąte i czuje się , że dość łaskawym okiem popatruje w stronę głównonurtowego rocka tamtego okresu. Na przykład Dire Straits z “Love Over Gold” i “Brothers in Arms”, chociaż trudno byłoby znaleźć jakieś dosłowne odniesienia, to raczej klimat nieco podobny. I myślę, że jest to słuszna koncepcja, bo trzymając się twardo stylistyki neo-progowej, można nieźle tam ugrzęznąć i ocknąć się z nalepką “neo-pieróg” na czole. Z drugiej strony w dość prosty sposób można nie dać okazji do takiego szufladkowania. Może właśnie szersze otwarcie się na nie-prog-rockowe wzorce i przesuniecie się do muzycznego “centrum” nie jest złym pomysłem? Biorąc pod uwagę, że muzycy Mindfields maja spory talent do pisania ładnych melodii, efekt może być w przyszłości jeszcze lepszy. Na razie “One” prezentuje się przyjemnie i efektownie.
“One” już jest. Jestem autentycznie ciekawy jakie będzie “Two”?