Cortlandt to debiutancki i, jak dotąd, jedyny solowy album Seana Malone’a. Muzyk ten, w pewnych kręgach, uchodzi niemal za postać kultową, a rosnące rzesze fanów wydają się tylko to potwierdzać. Malone jest kojarzony przede wszystkim z projektem Gordian Knot, ale co bardziej uważni słuchacze z pewnością pamiętają jego udział w innych przedsięwzięciach (np. Cynic, Aghora, Anomaly, Todd Grubbs, OSI, Spiral Architect, Spastic Ink). Niestety Cortlandt ukazał w dość ograniczonym nakładzie, co znacząco wpłynęło na dostępność tej płyty. Ostatnio sporo się mówi o wznowieniu jej wydania przez wytwórnię Laser’s Edge, zatem, zanim ukaże się ewentualna reedycja, nadarza się dobra okazja, by przyjrzeć się pierwszemu wydaniu Cortlandt.
Muzyka, z jaką mamy do czynienia na recenzowanym albumie, wpisuje się dość umownie w gatunek określany mianem fusion. Występują w nim elementy jazzu, rocka, metalu, nawet muzyki poważnej (hidden track), a wszystko to uzupełnione jest odpowiednią dawką progresji. Taki też jest sam album Cortlandt, progresywny w wykonaniu, jazzowy w założeniu, często intrygujący brzmieniem, umiejętnie balansującym pomiędzy rockiem a metalem.
Obok Malone’a w nagraniu płyty wzięli udział m. in. muzycy, z którymi autor Cortlandt współpracował przy okazji innych projektów. Do najważniejszych postaci, odpowiedzialnych za ostateczny kształt albumu, należą: grający wielokrotnie z Malonem Sean Reinert i znany z obecnego wcielenia King Crimson Trey Gunn. Pozostali instrumentaliści również wiele wnieśli do omawianej płyty, a sam Malone zwyczaj zapraszania cenionych artystów do udziału w nagraniach nadal praktykuje w Gordian Knot.
Malone wykorzystuje na Cortlandt zarówno bass, jak i champan stick. Poszczególne kompozycje, mimo ujęcia ich wspólnym mianownikiem w postaci fusion, prezentują się różnorodnie i potwierdzają ogromny talent i potencjał twórczy Malone’a. Artysta ten nie zamyka się w raz przyjętych schematach, w jego utworach można odnaleźć idee poszukiwania, eksperymentowania z muzyką. Elementy te powodują, że płyta ta nie ma prawa się znudzić, a poszczególne utwory potrafią na nowo zaskakiwać.
Niektóre z pomysłów zapoczątkowanych na Cortlandt doczekały się rozwinięcia w ramach projektu Gordian Knot. Uwaga ta dotyczy zwłaszcza utworu zatytułowanego Fisher’s Gambit, który usłyszeć możemy zarówno na solowej płycie Malone’a, jak i na albumie Gordian Knot – Emergent. Fisher’s Gambit znajdujący się na Cortlandt to jednak zupełnie inny utwór niż jego odpowiednik z Emergent, gdzie solowe partie Malone’a zostały zastąpione klasyczną gitarą Jima Matheosa z Fates Warning.
Zestawienie Cortlandt z Gordian Knot jest jak najbardziej wskazane, z tym że, w mojej opinii, solowy materiał Malone’a brzmi bardziej swobodnie. Nie jest to ani wada, ani zaleta, po prostu stwierdzenie, że na Cortlandt Malone gra na tyle niezależnie, że w jego muzyce nie czuje się żadnego skrępowania. Gordian Knot jest w tym kontekście bardziej zdyscyplinowany, poszczególne utwory sprawiają wrażenie dokładnie przestudiowanych tematów i, pomimo plejady gwiazd w nich grających, trzymają (poza warstwą poszukiwania:) przysłowiową Crimsonową dyscyplinę. Cortland jest bardziej spontaniczny, czasami można mieć wrażenie, że niektóre fragmenty to, mniej lub bardziej, zaaranżowane jam session.
Cortlandt to także bardzo tajemniczy album. Trudno mi to dokładnie wytłumaczyć, ale posiada on pewien niepowtarzalny klimat, pewną „magiczność”, która sprawia, że warstwa muzyczna wypada niesłychanie przekonywująco. Ta sama atmosfera powraca na płytach Gordian Knot, z tym że tam jest ona już zmodyfikowana udziałem innych instrumentalistów. Cortlandt to czysty Malone, niczym nie ograniczony i nieskrępowany. Ten album to dla niektórych klasyka gatunku, kolekcjonerski „biały kruk”. Nie mnie oceniać takie płyty, niech muzyka świadczy sama za siebie.