Pierwszy rzut oka na najnowszy album Kaipy… Nie kojarzy Wam się z czymś? Tak, tak! Okładka rodzimego, satelajtowego DVD “Evening Dreams”. Podobieństwo z pewnością nie przypadkowe. (Nieprzypadkowe - bo to ten sam autor - przyp.red.) No ale nie szata zdobi człowieka, więc nie będziemy się obrażać, ani uprzedzać. Nic z tych rzeczy!
Niestety, nie potrzeba uprzedzenia, by powiedzieć, że “Angling Feelings” zaczyna się nieciekawie, żeby nie powiedzieć okropnie. Pierwsza minuta otwirającego płytę, tytułowego utworu z całej siły zachęca do wciśnięcia “stopki” i natychmiastowego przerwania odtwarzania. Denerwuje wokalami, klawiszami, niemalże wszystkim. Na szczęście Szwedzi później rozkręcają się i uspokajają, nie tracąc przy tym energii. Otrzymujemy różne muzyczne smaczki, śpiew się normalizuje i robi się przyjemnie. Miłe dla ucha, zalatujące folklorem melodie “The Glorious Silence Within”, miły wokal Aleeny Gibson (niestety tylko jej), klawiszowe wariacje Hansa Lundina, który chyba przez całą płytę nie schodzi na drugi plan na dłuższą chwilę. Mówi się, że dobry instrumentalista wie, kiedy i że trzeba się wyciszyć (nawet Nolan czasem schodzi na drugi plan). Ale takie granie my lubimy, Skarbie, więc nie przeszkadza nam jego wszędobylstwo.
Niestety przeszkadza nam “Pulsation”. Prosty, wręcz popowy, zbędny utworek psujący miły klimacik. No i strasznie zerwany na koniec. Pierwszy i niestety nie ostatni zbędny element układanki. Na szczęście kolejny, “Liquid Holes In The Sky”, naprawia ten błąd, chociaż jest trochę dziwnie poprowadzony(a może to tylko nasze wrażenie, Skarbie?). No i znowu to urwanie:/ “Solitary Pathway” to kolejny popowy utwór, tyle że bardziej chwytliwy i energiczny. Nie jak “The Sun In My Eyes” Tangenta, no ale ten numer jest nie do przebicia:-)
Po dobrym “Broken Chords”, czas na najmocniejszy moment całego albumu. Takich utworów “Path Of Humbleness” w wykonaniu Kaipy chcemy jak najwięcej, Skarbie. Rozmarzony początek, z wyśmienitym śpiewem pani Aleeny, przeradza się w symfoniczne szaleństwo. Warto było pocierpieć dla tych niespełna dziesięciu minut.
Niestety winda znowu jedzie w dół, a raczej spada z najwyższego piętra do najgłębszej, zakurzonej piwnicy, gdzieś blisko jądra Ziemi. “Where’s The Captain?” to istna pomyłka. Marne próby naśladowania Van der Graafa, później jest jeszcze gorzej. Takich tortur po czymś tak ładnym my nie chcemy. A może po prostu zmęczyliśmy się już tym albumem? Może lepiej było zakończyć tą bajkę, gdy winda była na górze, bo niestety Kaipie zabrakło czasu na odbicie się od dna. “Ship Of Life” nie wystarcza, by naprawić wizerunek całej płyty i zniwelować ten niesmak. Taka szkoda… No ale zastanówmy się nad zaletami.
Mocną stroną dzisiejszej Kaipy są muzycy. Wspomniany Lundin, Nilsson, który pobrzdąkał też na poziomie. Jednak to nie oni czynią ten album przejściowo przyjemnym, tylko pani Gibson. Jej słodziutki wokal, przywodzący na myśl Aquę, to skarb, który chętnie słyszałbym częściej u Szwedów. Jednak jak już pisałem wcześniej, potrzebują czasu, żeby się rozkręcić. Nie dla nich krótkie, prostolinijne utwory. O wiele lepiej wychodzą im dłuższe, rozbudowane kompozycje. Paradoksalnie mają w nich więcej wyczucia, a w krótkich najzwyczajniej się gubią. Wolniej jedziesz, dalej dojedziesz.
Jakby Kaipa wywaliła te wypełniacze i wrzuciła na jakąś EPkę, każdy by na tym zyskał. Wypełniacze przestałyby być wypełniaczami, stając się ciekawostką. Album byłby krótszy, czyli mniej męczący i równiejszy. No i Szwedzi z pewnością zarobiliby na małe co nieco. Przydałoby się też bardziej dopracować technicznie, a nie urywać! A tak mamy mieszane uczucia, Skarbie. Nie wątpię jednak, że “Angling Feelings” zachęci kogoś do zapoznania się z wcześniejszymi, dużo lepszymi dziełami Kaipy.