1. Silny Brat (0:25) /2. HAL 9000 needs some grind (0:53) /3. Figures Which Not (3:25)/4. Free Jazz I and I (1:29) /5. Casiocore Music (0:47) /6. What’s Your Core? (1:57) /7. Same Asy (3:08) /8. V Sterele (2:15) /9. Judo Jamboree (1:34) /10. Cotozaliterki (1:03) /11. O’Rety! (0:43) /12. Braddas New Beat (3:23) /13. Szwedzki noise (2:31) /14. Hydrozagadkovy (1:05) /15. Cowboys from Hel (0:27) /16. Muzungu Funk (0:26) /17. Remanipulated Rege (2:46) /18. Gabba Blast (2:03)
Całkowity czas: 31:02
skład:
Jan Pęczak – guitar, bass, drums, vocal / Piotr Zabrodzki – keyboards, bass, drums, percussion, vocal / Marcin Gańko – tenor saxophone / Marcin Ułanowski - drums
Ocena:
7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
27.03.2007
(Recenzent)
Blast Muzungu — Gaijin Gabba
Debiutancki album Blast Muzungu zarówno ze względu na charakter zawartych na nim dźwięków, jak i późny termin wydania, nie znalazł niestety swojego miejsca w większości muzycznych podsumowań ubiegłego roku. A szkoda, bo jest to niewątpliwie jedna z najciekawszych krajowych produkcji ostatnich dwunastu miesięcy.
Z tak młodymi zespołami bywa co prawda różnie, ale kiedy doświadczenia poszczególnych członków grupy rozciągają się od grupy Sistars po Warsaw Summer Jazz Days, można spodziewać się nietuzinkowej mieszanki dźwięków. Tak jest w istocie – „Gaijin Gabba” wypełnia osiemnaście bezkompromisowych utworów, najbliższych duchem nowojorskim eksperymentom spod znaku Naked City. To prawdziwie wybuchowa mieszanka stylistyczna, obejmująca grind-core, free-jazz, speed-metal, noise oraz tysiąc i jeden innych wpływów, zmieniających się jak obrazy w kalejdoskopie… obracanym z naprawdę zawrotną szybkością!! Całość okraszona jest specyficznym poczuciem humoru (wystarczy zerknąć na tytuły) oraz świetnym warsztatem muzyków: wszystkie te szaleńcze zmiany rytmu, karkołomne aranżacje i schizoidalne skoki nastroju podane są z prawdziwą gracją i dużą pomysłowością. To ważne, gdyż przy tak gęstym brzmieniu istnieje niebezpieczeństwo, że skomasowany atak dźwięków przerodzi się w nierozróżnialną breję hałasu, która zmęczy zamiast bawić. Tymczasem, pół godzinki z „Gaijin Gabba” mija jak przysłowiowe z bicza strzelił, pozostawiając po sobie całkiem pozytywne wrażenia i chęć powrotu do zawartego na niej materiału.
Niewątpliwie Blast Muzungu nie robią tu nic, czego nie zrobiłby już wcześniej ktoś inny, ale muzycy świetnie bawią się własną twórczością – słychać (a na koncercie także widać), że sprawia im ona sporo radości i ten entuzjazm udziela się także słuchaczowi. Ich debiutancki album jest zróżnicowany, pełen witalności i niespodziewanych zwrotów akcji, nie pozostawiających miejsca na chwilę wytchnienia. Nie każdy będzie w stanie wytrzymać taką intensywność, ale ci, którzy lubią potorturować się dźwiękiem, powinni czuć się usatysfakcjonowani.