Londyn... Soho... Berwick Street – Sexshopy, lokale ze striptizem, stragany z owocami, narkotyki i specjalistyczne sklepy muzyczne...
W takich to właśnie ‘okolicznościach przyrody’ trafiłem do największej Londyńskiej sieci second-handów – Reckless Records...
Na stoisku z metalem, industrialem i noisem pośród Nine Inch Nailsów, Marilyn Mansonów, Slayerów i Manowarów dojrzałem za śmieszne pieniądze płytę zespołu Timescape...
Wyróżniająca się abstrakcyjna okładka skusiła mnie na szybki rzut okiem na spis utworów –są dwie suitki -pomyślałem sobie, ;) czyżby jakiś progmetal?
Wtedy jeszcze nie byłem pewien – zostawiłem więc Timescape na pastwę ognia piekielnego, złych szatanów, wiertarek i pilarek wyrzynarek z defibrylatorami atomowymi...
Następnego dnia przeszukałem cały Internet wzdłuż i wszerz w celu znalezienia jakiejkolwiek informacji na temat omawianego zespołu... – znalazłem – i nie myliłem się – z nazwą kończącą się na ...scape, to musiał być progmetal :). Za namową DreamDarka, wydałem całe 5 funtów, i tak o to znalazłem się w posiadaniu płyty bardzo interesującego zespołu...
Timescape to bracia Anders i Johan Berlin, to także Johan Eriksson, Kerim Kalkan i Mikael Moberg wszyscy ze Szwecji (a jak wiemy Szwecja progiem stoi ). Strange jest ich drugim studyjnym albumem z 2000 roku, i z tego co udało mi się dowiedzieć, został z początku wydany tylko jako promo. Jednak za ogromnymi namowami fanów, którzy widzieli zespół na ProgPower Festival został później wydany jako pełnoprawna płyta.
Jeśli chodzi o muzyczną zawartość Strange, wiemy już, że jest to progmetal, jednak aspiracje muzyków sięgają o wiele wyżej, aniżeli do stania się następnym klonem Dream Theater.
Jak twierdzą sami artyści, jedynym wspólnym mianownikiem ich muzycznych fascynacji jest rock, każdy z osobna natomiast gustuje w przeróżnych gatunkach, co oczywiście odbija się na całym materiale.
Pod tym względem Timescape jest naprawdę niesamowitym zespołem. Często w jednym utworze możemy usłyszeć wpływy wielkiego art-rocka ‘70, folku, muzyki etnicznej, jazzu, elektroniki, gotyku, progmetalu czy współczesnego popu i rocka. Mieszanka to niesamowita, choć co prawda z początku bardzo ciężko wyodrębnić jej wszystkie elementy z bogatych aranżacji poszczególnych utworów na Strange.
Album rozpoczyna się majestatycznym Falling. Początkowe efekty syntezatorowe, orientalna gitara, i świszczący elektroniczny bas, każe nam raczej oczekiwać jakiegoś art-techna (tak wiem, jestem nudny, ale dokładnie tak to brzmi ;)), jednak zaraz nieoczekiwanie wskakuje cudownie piękny genesisowski motyw. Chwilę później słuchacz atakowany jest agresywnymi łamańcami gitarowo-basowo-perkusyjnymi. Następnie wszystko łagodzi yes’owska synkopowana zwrotka i bridge, który przechodzi we wręcz popowy refren, ukazujący niewątpliwy talent kompozytorski muzyków. Talent ten polega na ciągłej zmianie charakteru poszczególnych partii z molowych na durowe i vice versa w przeciągu niecałych paru sekund... Czy wspomniałem już że muzycy posiadają wykształcenie muzyczne? :)
W Falling znalazło się jeszcze miejsce na cybernetyczne kombinowanie rytmiczne, i na powrót do pierwszego elektronicznego motywu, z jeszcze bardziej świszczącym basem i z... solówką jazzową na klawiszach. To wszystko w przeciągu niespełna 7 minut !
Falling nie jest żadnym wyjątkiem – każdy utwór na płycie wyróżnia się nieopisaną eklektycznością. Na Castles Of Sand ogólny jazzowy feeling, miesza się z motywami, które przywodzą na myśl nie kogo innego jak... George’a Michael’a. Początkowy riff może też kojarzyć się z Red Hot Chilli Peppers.
W Hell Freezes Over słyszymy znów mały mariaż z elektroniką, szybko jednak przechodzimy w progmetalową zwrotkę, a następnie w tak słodki popwo-pudel metalowy refren, że autentycznie robi się niedobrze ;). Moontower to znów elektroniczny początek, który prędko zamienia się latynoską zwrotkę, a następnie w mroczny refren z Depeche Mode’owskimi efektami syntezatorowymi.
Następny utwór to taka troszkę na siłę zlepiona suita składająca się z trzech części. Ogólnie jest bardzo ciężko – rzekłbym że trashowo-doomowo, z industrialowymi klawiszami. Siermiężne, i mięsiste riffy, oczywiście nie przeszkodziły muzykom dodać przepięknych, nostalgicznych solówek, neoklasycznych wstawek skrzypcowych czy ambientowo-samplowego ‘mostu’ w postaci ...And... .
Czy wam wystarczy ? ;)
Crossroad to bardzo przyjemna, art-rockowo brzmiąca pioseneczka, oczywiście z metalowym pazurem i cudownym solem gitarowym, to chyba najmniej ‘urozmaicony’ utwór z albumu Strange. Stranger In The Mirror rozpoczyna się folkowo-punkowym riffem, który szybciutko zamienia się Faith No More’owski motyw i progmetalowe kombinowanie. Tu znów pojawia się popowy słodki refren. Dalej możemy usłyszeć solówkę na gitarę klasyczną, która zamienia się w trashowe wyjące gitary, przepięknie przerwane przez art-rockowe klawisze, (które jednak nie pograją sobie dłużej niż 3 sekundy), znów przerwane, tym razem przez wokalistę. Te straszliwe eksperymenty w Stranger In The Mirror są naprawdę godne podziwu – jakiegoż błyskotliwego umysłu potrzeba było do stworzenia czegoś tak intrygującego :).
I’m Your Nothing, rozpoczyna się i kończy śliczną jazzową partią gitary i basu, to co dzieje się pomiędzy, można nazwać jako hybrydę progmetalu, industrialu i gotyku! Ostatni, najdłuższy utwór na płycie aDaYiN@LiFe, zostawia z boku kombinatorskie fascynacje muzyków, tworząc przede wszystkim niebywale smutny klimat, z krótką art-rockową solówką basową w środku. Jest to chyba najpiękniejszy utwór na Strange, kojarzący mi się bardzo z ostatnimi dwoma dokonaniami najlepszego progmetalowego zespołu – Fates Warning, słychać tu też niewątpliwą inspiracje Pain Of Salvation...
"Isn't that strange...?"
W taki sposób kończy się cała płyta, zostawiając nam, słuchaczom przyzwyczajonym do raczej jednostajnej stylistycznie muzyki, niemały mętlik w głowie.
Muzycy Timescape twierdzą, że wszystko co chcą robić, to grać piosenki. Jakakolwiek definicja piosenki was dotyczy, musicie mi uwierzyć – nazywanie tych utworów piosenkami to daleko idąca skromność. Do tej całej muzycznej karuzeli należy jeszcze dodać setki mikro-zdarzeń, często nie trwających dłużej niż sekundę, które jeszcze bardziej urozmaicają kompozycje. Niech przykładem stanie się riff do Watching Over You, który w swojej minorowej sekwencji posiada półsekundowe rushowskie durowe przejście.
Zarówno warsztat wykonawczy jak i kompozycyjny stoi tu na bardzo wysokim poziomie, jest jednak jedno 'ale'.
Zapewne zauważyliście, że podczas mojego błyskawicznego rozebrania utworów na czynniki pierwsze, ani razu nie zwróciłem uwagi na wokalistę... Mikael śpiewa jak najbardziej poprawnie, nie jestem jednak pewien co do jego środkowych częstotliwości – czasami wydają się one buczeć i tym samym psują odbiór całości. Wydaję mi się również, że został on zmiksowany troszeczkę za głośno...
Nie zwracając zbytniej uwagi na te drobne błędy Timescape wstąpił do mojego kanonu zespołów progmetalowych zaraz obok Dreamscape i Soundscape. Chcecie poznać receptę na dobry zespół art-metalowy? Nazwijcie go w taki sposób, żeby nazwa kończyła się na ...scape. :)
Timescape to w dzisiejszych regmetalowch czasach prawdziwa perełka – pojawia się jednak pytanie – czy prawdziwą progresywność poznajemy po eksperymentach genetycznych z różnymi gatunkami muzycznymi, czy jest to sposób pójścia na łatwiznę jeśli chodzi o nowatorstwo i odkrywczość?
Ja niestety odpowiedzi na to pytanie nie znam, jedyne co wiem, to to, że płyta Strange podoba mi się na tyle, że postawię jej zgrabną 8 ;)