Właściwie wszystko na tej płycie jest doskonałe. Aż do bólu. Wysmakowane, elektroniczne pasaże, głosy wokalistów i wokalistek, umiejętności budowania nastroju. Tajemniczość. Smutek i piękno.
Nie oglądaj się za siebie.
Nie myśl, że to co widzisz –
lub możesz zobaczyć –
jest rzeczywiste.
Angela Mc Cluskey, z obsesyjną wręcz swobodą buduje nastrój jesiennego poranka. Takiej zamglonej uliczki, w której na mokrym bruku z dala niesie się odgłos kroków osoby idącej naszym śladem. Ale to nie strach nam towarzyszy, to raczej nadzieja na spotkanie z kimś, za kim wypatrywaliśmy oczy ostatniej nocy. Nie oglądaj się za siebie ze strachem, to co zobaczysz jest prawdziwe, więc nie ma się czego bać.
Każdy praktycznie utwór, to hit. Don’t Look Back ze swoim jesienno – rozmarzonym nastrojem, Stop Running Away – tylko niecałe 2,5 minuty, przywodzący na myśl nagrania Air to maestria spokoju. Zaśpiewany przez Mau Anyway czy następujący po nim Intro Everything to brzmią jak klasyka … new romantic. Wszędobylskie instrumenty klawiszowe napędzają tempo z jednej strony, a zarazem wyhamowują nasz pęd pasażami, które zdają się mówić: Otwórz swoje oczy – to początek wszystkiego.
Absolutnie porywający jest Love’s Almighty. Podzielony na dwie części za sprawą okrzyku wokalistki – "ok, guys, lets start again" poraża dwukrotnie. Najpierw wodewilowym, rozłażącym się stylem, w finale którego zespół gra tak, jakby się wszyscy nawalili i pogubili nuty. A później, po zmianie tempa wręcz porywa orkiestrowym rozmachem, przywodzącym na myśl zadymioną knajpę w Casablance. I tak już to końca.
To jest taka płyta, która zawładnie wami natychmiast. Bo to płyta, która wywołuje emocje. O ile dopuszczacie do siebie myśl o otwarciu na inną muzykę. O ile nie marzycie wyłącznie o najlepszych i najszybszych solówkach gitarowych granych w klawiszowym sosie neoproga. O ile zapatrzenie w techniczne możliwości instrumentalistów komplikujących utwory "dla zasady" nie przysłania wam piękna reszty świata. Wierzę, że tak jest i dlatego szczerze wam te płytę polecam.