Joe Lynn Turner jest wokalistą , który śpiewał na dwóch dobrych płytach Rainbow na początku lat osiemdziesiątych i jednaj słabej Deep Purple na początku dziewięćdziesiątych. Miał też śpiewać na kolejnym albumie Purpli "The Battle Rages on..." , ale stanowcze weto postawiła wytwórnia - albo będzie śpiewał Gillan , albo żadnej płyty nie wyda. Ponoć nawet wokale były nagrane. Nie bez powodu wspominam o tamtych wydarzeniach, bo "The Usual Suspects" jest bardzo podobna do tamtych wydawnictw, szczególnie do Rainbow. Solidny, stylowy, melodyjny hard-rock. Trochę staromodny. Niestety nie ma na niej utworów dorównujących "Death Alley Driver", czy "Stone Cold". Słucha się tego przyjemnie, bezstresowo, tyle ,że wpada jednym uchem i wypada drugim. Zabrakło naprawdę porywających numerów. Poszczególne utwory same wypadają dość przyzwoicie, ale całość to wszystko tworzy nieszczególną. Zaczyna się wszystko całkiem ciekawie, "Power of Love" to ostry rockowy numer z riffem, klawiszami i melodyjnym refrenem, następny "Devil’s Door" podobny, może nawet lepszy, a któryś z gitarzystów ewidentnie leci Blackmore’m. "Jack The Knife" zaczyna się od klasycznej organowo-gitarowej galopady, jakich sporo nagrało i Rainbow i Deep Purple. To też dobry utwór. Bez ballad nie mogło się oczywiście obejść, na szczęście pierwsza z nich, mimo sporego powinowactwa do Foreigner prezentuje się całkiem nieźle. No i tyle szczęścia, bo potem znowu ballada probujaca nawiązać do wspomnianego "Stone Cold" , lub "Street of Dreams", ale refren rodem z Bon Jovi zdecydowanie tu nie pomaga, i znowu Blackmore na gitarze J. W sumie tak jest do końca płyty - ostrzejsze utwory poprzeplatane nieco łagodniejszymi. Wyróżniają się "Blood And Money" i "Ball And Chain", bo to najcięższe utwory na krążku, a kolejna ballada "Live And Love Again" ma dość łatwo wpadający w ucho refren. Europejska wersja zawiera jeszcze jedną piosenkę dodatkowo - "Unfinished Business" - co ciekawe ten bonus jest jednym z lepszych utworów na tej płycie.
Zdecydowanie nie powala ta płyta poziomem, od byłego wokalisty Rainbow i Deep Purple można byłoby wymagać nieco więcej niż bladawa kopia twórczości wspomnianych kapel. Jednak na pewno nie jest to zła płyta, Turner jest w bardzo dobrej formie wokalnej, realizatorsko też bez zarzutu, towarzyszący muzycy też bardzo sprawni. Solidna rzemieślnicza robota, niestety nic więcej.