Na wieść o nowym albumie Michaela "Jakko" Jakszyka fani ambitniejszych brzmień powinni zareagować entuzjastycznie. Ostatnim krążkiem sygnowanym nazwiskiem obecnego wokalisty King Crimson był przecież genialny A Scarcity of Miracles, stworzony wspólnie z Robertem Frippem i Melem Collinsem. To była płyta trudna, ale przepiękna, wręcz hipnotyzująca, prawie dorównująca największym dziełom rodem z Karmazynowego Dworu...
Na Secrets & Lies ducha KC jest zdecydowanie mniej. Słychać go gdzieniegdzie (zresztą trudno uniknąć takich skojarzeń, wiedząc że występuje tu aż pięciu członków "Siedmiogłowej Bestii"), ale opatrzenie nowej płyty Jakszyka łatką "King Crimson" zdecydowanie by nie przeszło. Ale to nie miejsce na snucie marzeń o kolejnym dziele Frippa i spółki, ani porównania Secrets & Lies do płyt KC - czas sprawdzić, czym uraczył nas Jakko.
Zaczyna się od... Nie pomaga mi Pan, Panie Jakszyk! Before I Met You atakuje słuchacza połamanym, nieznośnie wręcz Crimsonowskim riffem. Z kolei The Trouble With Angels wydaje się być zupełnym przeciwieństwem poprzednika - to wyciszona, płynąca powoli ballada, z fortepianem i wyeksponowanym basem Tony'ego Levina. Jakko w ogóle świetnie radzi sobie z delikatnym śpiewem, co widać i tu, i w King Crimson - jego interpretacje Starless w moich oczach przewyższa tylko oryginał (ale kto może rywalizować z Absolutem...). Wspólnie napisany i zaśpiewany z Peterem Hammillem Fools Mandate przynosi nutę orientu i niesamowity, narastający groove. Dalej mamy kolejną balladę, ale The Rotters Club is Closing Down to chyba najsłabszy punkt płyty. Ten utwór wypada dość blado, szczególnie w porównaniu do pojawiającego się kilka minut wcześniej The Trouble With Angels. A skoro już o nim mowa - przy okazji "Problemów z Aniołami" pisałem, że bardzo cenię delikatność w głosie Jakszyka, ale w takim numerze jak Uncertain Times aż prosi się o trochę więcej mocy, pazura. Niechby nawet wspomóc głos efektami! To kolejny mocno Crimsonowski utwór, ale przez monotonny, zbyt spokojny śpiew znacznie traci na wartości. Z kolei bardzo dobrze wypada It Would All Make Sense - ma melodyjny, wpadający w ucho refren, a Jakko rozwija tu skrzydła jako gitarzysta. Zdecydowanie moja ulubiona piosenka na płycie. Leniwie snuje się relaksujące Under Lock & Key. Aż dziw, że tak spokojny utwór jest jednym z dwóch napisanych wraz z Robertem Frippem. Ciekawym tworem jest The Borders We Traded, zaśpiewany jedynie przy akompaniamencie perkusji Gavina Harrisona.
No i wreszcie wielki finał. Otwarcie utworu saksofonową figurą Mela Collinsa to jednoznaczny ukłon w stronę Karmazynowego "Schizofrenika" - tu porównania uniknąć się nie da. To właśnie Separation jest drugim utworem napisanym z liderem King Crimson. Zresztą wszystkie pięć obecnych tu łbów Bestii zionie muzycznym ogniem z całych sił: Jakszyk wreszcie pokazuje trochę pazura, Collins dodaje pokręcone wstawki, Tony Levin - szczyptę swojego niepowtarzalnego stylu, Gavin Harrison bębni jak szalony, a wszystko okraszone jest Karmazynowym szaleństwem, nad którym zapanować mógł tylko Robert Fripp. Rewelacyjny utwór, w pełni zasługujący na tytuł nadany mu przez autora biografii King Crimson, Sida Smitha - "najlepszy utwór, którego Karmazynowy Król nie stworzył".
Poza piosenkami na płytę wkradły się dwa krótkie, ale piękne utwory instrumentalne. Secrets, Lies & Stolen Memories to zwrot w stronę muzyki filmowej, z prawdziwie Gilmourowską gitarą falującą przez cały czas - to w przypływie, to w odpływie... W prześlicznym Trading Borders napisanym przez córkę Jakszyka, Amber, gdzieś daleko słychać echo twórczości Mike'a Oldfielda. Szkoda, że trwa tylko dwie i pół minuty - ten króciutki instrumental naprawdę chwyta za serce.
Secrets & Lies jako całość jest płytą naprawdę różnorodną. W niespełna 50 minutach Jakszykowi udało się uchwycić ducha rocka progresywnego lat 70., ukoić słuchacza spokojnymi, singer-songwriterskimi balladami, rozrzewnić melodyjnymi utworami instrumentalnymi, a nawet zabrać na krótką wycieczkę w rejony tzw. world music. I muszę z radością powiedzieć, że mimo bogactwa stylów ten album trzyma naprawdę równy, wysoki poziom. Czapki z głów, Panie Jakszyk!
Może jednak czas na nową płytę King Crimson...?