Szwedzka formacja Platitude należy do grona tych młodych i obiecujących kapel , na które zerkamy z wielką nadzieją i sympatią. Zespół tworzy siedmiu muzyków o rozpiętości wieku pomiędzy 18-24. Jednym słowem progmetalowa smarkateria :-). Młodzi nie znaczy źli. Szwedzi zadziwiają biegłością kompozytorską i wykonawczą.
Nine jest ich drugim albumem po zeszłorocznym Secrets Of Life, który obfitował w stricte neo-klasyczne, progpowerowe rytmy. Być może ktoś odbył z muzykami Platitude poważną rozmowę gdyż zawartość Nine znacznie odbiega od debiutu. Chłopaki zrezygnowali z powerowych galopad na rzecz melodyjnego soft-progmetaliku. Użyte przeze mnie określenie stylistyczne broń Boże nie ma wydźwięku pejoratywnego – jak zwykle murem stoję za zrobionym z głową melodyjnym graniem. Wbrew obiegowym opiniom skomponowanie dobrych, wpadających w ucho melodii nie jest sprawą prostą. Wygląda na to, że ekipa Platitude celująco opanowała tę sztukę....
Otwierający album, nieco powerowy Dark Angel może odrobinkę kojarzyć się z debiutanckim Secrets Of Life. Jest jakby łącznikiem. Kolejne utwory to już seria progmetalowych hiciorów, na czele których niechybnie stoją nieco Scorpions’owaty Oblivion oraz rozkołysany, nostalgiczny Avalon Farewell. Będąc szczerym to Platitude brzmi obecnie jak sofciarska wersja Evergrey. Głównym powodem jest wokalista i autor tekstów Erik Blomkvist, którego Bozia suto obdarzyła aparatem głosowym. Właśnie Erik chwilami przypomina leadera „zawszeszarych” Toma Englunda. Napisałem wcześniej, iż zespół tworzy aż siedmiu muzyków. Dość niezwykłym jest obecność przy parapecikach dwóch panów Andeasa Lindahla i niejakiego Wachen. Wydawać by się mogło, że taka obstawa spowoduje nachalną dominację keyboardów – nic z tego. Fajne klawiszowe podkłady oraz brawurowe solówki znajdują się we właściwych miejscach o właściwym czasie. Do końca nie rozumiem dlaczego akurat Platitude zatrudnia dwóch klawiszowców. Być może jeden gra lewą, drugi prawą ręką:-). Nie mam pojęcia... Jeśli chodzi o gitarzystów to należy przyznać, że Daniel i Gustav grają poprawnie i z polotem. Riffy brzmią potężnie, a i solówki nie straszą niepotrzebną wirtuozerią. Czego by nie powiedzieć o Nine to materiał ten brzmi doprawdy interesująco. Nie muszę oczywiście dodawać, że tego typu muzy słucha się najlepiej w samochodowym odtwarzaczu:-).
Z kronikarskiego obowiązku nadmieniam, że Platitude należy do stajni IntroMental, która to w chwili obecnej jest wręcz monopolistą młodych, obiecujących kapel. Wypada również wspomnieć o niezłej okładce autorstwa genialnego Mattiasa Norena.
Reasumując: jeśli będziecie mieli pod ręką ten album – sięgnijcie, warto. Akurat na wiosenną porę.....