White Raven to solowy projekt łódzkiego instrumentalisty (rocznik 1983) Piotra Wojciechowskiego. Miłośnika instrumentów klawiszowych i fortepianu, nie stroniącego jednak także od gitary. Na jego dotychczasowej muzycznej ścieżce zdarzały się już sukcesy – artysta został laureatem konkursu dla kompozytorów na Festiwalu Muzyki Elektronicznej w Cekcynie, a słuchacze jednej ze stacji radiowych uznali go za najlepszego kompozytora festiwalowego konkursu. To jednak The First Breath - debiutancki album Wojciechowskiego, do którego napisał muzykę, zaaranżował ją i zagrał na nim na wszystkich instrumentach – wydaje się jego najważniejszym osiągnięciem.
Już z powyższego wstępu możemy się domyślać jakie dźwięki wypełniają ten album. To faktycznie w dużej mierze instrumentalna muzyka elektroniczna, do której sam twórca w zapowiedzi płyty „dopina” takich klasyków jak Vangelis, Mike Oldfield, Hans Zimmer i Jean Michel Jarre. I faktycznie inspiracje nimi tu słychać, choć trudno odmówić Wojciechowskiemu poszukiwania własnego ja i flirtowania z innymi muzycznymi szufladami.
Na program płyty składa się czternaście instrumentalnych tematów wpisanych w prawie 77 minut muzyki. Największe wrażenie robią te trzy najdłuższe: The First Breath, Eclipse i Last But Not Wasted Breath: The First Breath – Finale. Wszystkie rozbudowane, mające wiele wątków. Utwór tytułowy ma niekiedy mocno symfoniczny charakter, dominuje w nim oczywiście wyrazista elektronika, pod którą schowana jest nawet mocniejsza gitara. A skoro mowa o tej ostatniej – pojawia się tu też w solowej, bardzo progresywnej formie. Taki symfoniczny, trochę filmowy klimat, podkreślony smyczkowymi figurami, ma też kończący całość Last But Not Wasted Breath: The First Breath – Finale. Inaczej prezentuje się trzecia z wymienionych kompozycji, Eclipse, ozdobiona urzekającym motywem klawiszowym w konwencji… walczyka. Szkoda jednak, że w drugiej części utworu w ten wyjątkowy nastrój wdziera się wyrazisty, syntetyczny rytm. Zresztą, wykorzystywany na płycie w kilku fragmentach elektroniczny beat, czasami dodający pewnej transowości, obniża mimo wszystko wartość całości, psując spójny klimat albumu.
Pozostałe kompozycje mają już często charakter instrumentalnych miniatur, w których artysta stara się jednak pokombinować. I tak, w takim Abandoned Dreams mamy orientalne zaśpiewy nadające utworowi ducha world music, obecnego zresztą też w następnym Be Different. Z kolei Silence nieodzownie może kojarzyć się ze słynnym Vangelisowym tematem z Rydwanów ognia, Titles (Chariots of Fire). W nim też dostaniemy żeńską wokalizę. Warto też zwrócić uwagę na ciepły To The Stars ze sporym wykorzystaniem akustycznych dźwięków.
Minusem albumu jest niewątpliwie jego nadmierna długość. Odchudzenie go o kilka wątków z pewnością wyszłoby mu na dobre. Z drugiej strony Wojciechowskiemu udaje się na nim być różnorodnym, co przy takiej, wydawałoby się już mocno wyeksploatowanej, muzycznej formie jest sporą zaletą. Interesujący debiut.