W drodze do pracy otrzymałem od przyjaciela wiadomość: zamawiaj w ciemno, najlepsza płyta 2015 roku!. Miesiąc później, w skrzynce na listy, znalazłem grubą kopertę oklejoną znaczkami z kangurami…
Ale do rzeczy. Arcane to zespół z Australii. Ich debiut nastąpił dokładnie w 2007 roku wraz z albumem Ashes. Jego frontmanem jest Jim Grey - charyzmatyczny wokalista i autor wszystkich tekstów na płycie. Sam album wyłonił się z nicości dzięki zbiórce funduszy właśnie na jego nagranie. Zespół poprosił o wparcie finansowe przez Internet i… udało się.
Co z tego wyszło? Arcydzieło. Prawdziwa odyseja muzyczna. Udajemy się wraz z głównym bohaterem (The Soldier) w podróż do jego umysłu, wspomnień, obaw i lęków. Pierwszych pięć utworów po prostu wciska w fotel. Przy kolejnym, szóstym numerze, mamy okazję ochłonąć. Delikatny, subtelny - Grey zapowiada nim różnorodność na reszcie materiału. Po chwili zadumy wracamy do potężnego Keeping Stone: Sound on Fire. Pierwsza część kończy się epickim, 21 - minutowym Learned.
Druga płyta to zupełnie inna bajka. Ciśnie się na usta porównanie do Szwedów z Opeth i ich albumu Damnation. Learned jest pełna melancholii, zdecydowanie bardziej spokojna i refleksyjna. Piękna i najlepsza kompozycja na tym krążku - Nightingale's Weave - powoduje, że wracamy i wreszcie zakochujemy się w całości! Ten podwójny album jest jak nasz nastrój. Polecam Learned szukającym wyciszenia, Known tym, którzy chcą się pobudzić…
Mógłbym opisać cały koncept, ale zostawiam to wam. Jeśli czekacie na nowy Karnivool, a covery Kenny’ego (Ptak z Tokio) nie do końca wpadają w wasze gusta, to ta propozycja wypełni pustkę na długie miesiące.
PS Dziękuję Arek.