Panie i Panowie, progresywny rock i metal w Polsce żyją! Tak, trudno uwierzyć. Ja również byłem sceptykiem. Do czasu. Kiedy trafiła w moje ręce płyta, mini album formacji Music Atelier Project (MAP), zatytuowana "Face to face", opadła mi szczęka, przyznam bez wahania. Ręcę z trudnością utrzymywałem na klawiaturze; same wyciągały się do wzmacniacza, chętne dać popalić sąsiadom z wielkomiejskiego blokowiska.
Cóż my tu mamy? Najpierw kilka słów wstępu: MAP to muzycy znani z formacji Bronx (którą to mogliśmy oglądać w akcji chociażby na pierwszej edycji festiwalu Voyage 51) - Rogol (bębny), James (gitara) i wokalista grający również na flecie - Zioło - uzupełnieni o klawiszowca Romualda Malinę i Maka na basie. Chłopcy postanowili pokazać, że nie tylko potrafią młócić techniczny progmetal, weszli do studia i wzięli się za lżejszą odmianę tego szlachetnego gatunku, bliską czasem neoprogresji. Wyszło im to wyśmienicie!
Cztery utwory to niewiele, dlatego pewnie są tak dobre - liczy się wszakże jakość, a nie ilość. Od "Mao", urzekającego piękną linią melodyczną, przez dopieszczony i frapujący od strony tekstowej, energetyczny i miękki "Faceless", balladowy i rozbudowany stylistycznie, momentami bardzo przypominający Shadowland, Pendragona czy Jadis "Middle ages dream" aż po najdłuższy na płycie, najbardziej progmetalowy "The well" MAP jawi się jako bardzo solidna i dopracowana produkcja. Brzmienie poszczególnych instrumentów jest bardzo dobrze zrealizowane, wokalista Zioło staje na wysokości zadania i naprawdę fajnie zdziera gardło (od bardzo dawna nie sądziłem, że powiem to o jakimkolwiek wokaliście z Polski, niestety), całość składa się na kąsek z najwyższej półki. Ludzie, tu mamy człowieka, który potrafi mówić po angielsku, ba, nawet śpiewać w tym języku i nie powodować u słuchacza wizji obrazów rodem z amerykańskich kreskówek! O Boże! I gitarzystę, który nie stara się być drugim Dżonem Pietruszym, tylko wypracowywuje własny, rozpoznawalny styl! Basistę, który katuje swój instrument w sposób ponadprzeciętny, klawiszowca, który naprawdę zna się na robocie i perkusistę, który w Bronxie zdobył wyjątkowo profesjonalne szlify.
Po prostu, niejeden Dream Theater w obecnym stanie rozkładu nie jest godzien muzykom z Music Atelier Project butów wiązać i piwa podawać.
Bardzo, bardzo żałuję, że płyta, którą miałem zaszczyt zrecenzować to EPka. Mam nadzieję, że muzykom ze Śląska uda się nagrać pełnowymiarowy album. Jeżeli tak by się nie stało, strata byłaby niepowetowana.
Cudze chwalicie, swego nie znacie! MAP dostaje 10. Za muzykę 9, a jeden awansem - zupełnie słusznym, zresztą. Debiut roku. Międzynarodowy!