01. Dead Flowers [06:46] 02. Darkness Of The Day [04:52] 03. 1000 lat [05:44] 04. Red Snow [03:37] 05. Visage [04:05] 06. Strach [03:57] 07. My Heaven [03:13] 08. In This Day [04:26] 09. All My Light [04:07] 10. Grief [05:19]
Zespół ten usłyszałem po raz pierwszy w przed koncertem grup Closterkeller i Artrosis. Występował jako suport we wrocławskim klubie W-Z. Po koncercie otrzymałem płytę, którą właśnie Wam prezentuję. INDICIUM istnieje od początku lat dziewięćdziesiątych, w między czasie były zmiany składu, wzloty, upadki, ale ta część ich historii jest „oddzielona grubą kreską” jak sami mówią. Album Colours Of Life nagrali własnym sumptem w „Kocim Studio” na przełomie jesieni i zimy 2004 roku. Następnie profesjonalnie wydali (offset, nadruk na płycie), zaś jego premiera miała miejsce 3 stycznia 2005 roku.
Płyta jest dwujęzyczna. Krzysiek śpiewa tu po angielsku i po polsku. Wydawnictwo rozpoczyna się najdłuższym na płycie utworem: Dead Flowers. Robi się mrocznie i psychodelicznie. Mocna linia basu, ciekawe przestrzenie i mroczny wokal. Bardzo ciekawy utwór przypominający troszkę klimatem dokonania My Dying Bride
In the garden where all flowers die
I can see the black, lonely sky
I try so hard to live
I try so hard to remember
That I need to be myself
Kolejny utwór też jest mocny, choć utrzymany w innym klimacie. Fantastycznie wypadł na koncercie. Bardzo ciekawa budowa refrenu, zarówno pod względem muzycznym, jak i wokalnym. Świetnie zagrana gitara solowa i cała część kulminacyjna. Jest nieprzewidywalna i to mi się podoba. 1000 lat to pierwszy na tej płycie utwór zaśpiewany po polsku. Opowieść o snach, które są dla nas odskocznią od brzydkiego i smutnego świata. Świetna solówka, bardzo progresywna, dawno takiej nie słyszałem. Podoba mi się coraz bardziej im częściej ją słyszę. Idealnie nadaje się do radia, ale… żyjemy przecież w Polsce.Red Snow w niektórych momentach jest troszeczkę podobny do poprzedniego utworu ale w niewielkim stopniu. Poza tym zespół zastosował inny pomysł na częśc kulminacyjną, co sprawia, że muzyka jest różnorodna.
When they say it is allright
They said that you must go fight
How to explain to you children
That you must go kill and you will not be here
Visage to zmiana brzmienia głosu wokalisty. Krzysiek śpiewa tu dość jadowicie i inaczej niż w poprzednich kompozycjach, rytm jest trochę połamany i niepokojący. Większośc fraz jest zaśpiewana na dwa głosy: bliski szyderczy szept i odległy wysoki śpiew. Prosta, ale efektowna solówka. Bardzo ciekawa, artrockowa partia klawiszy
Show me the way
Teach me to lie
Open my eyes
How to survive?
I love my body
I don't need my soul
I am not a creature
It is me
My soul
Strach to mroczna ballada. Znów oparta na ciężkich powolnych riffach, a śpiew chwilami przypomina mi głos, dobrze znany z zespołu XIII Stoleti. Powaliła mnie solówka – jest wprost doskonała, to krzyk rozdzieranej duszy. My Heaven rozpoczyna trzeszczący winyl i monofoniczna gitara. Potem jest rockowo, lecz niezbyt odkrywczo. Moim zdaniem to słabszy punkt tej płyty. Solówka ładna, w klimacie NWOBHM. In This Day bardzo, bardzo mocno kojarzy mi się z muzyka prezentowaną przez The Cure. Choć usłyszymy tu mocne gotyckie organy i wschodnie rytmy - to niewątpliwie muzyka Aptekarzy o okresu Disintegrationjest bliska temu utworowi. Kończący album Grief to piękny, potężny utwór, oparty na alternatywnym klimacie, z mocną sekcją, psychodelicznym śmiechem i przeszywająca gitarą. Utwór żyje własnym życiem i bardzo zaskakuje – słyszymy dokładnie to, czego byśmy się nie spodziewali. Ach to brzmienie gitary…
Time passing by and you can not smile
Sing on the sky, it is your light, never die
Why you are falling
Why you are drowning
And what should i feel...
When you close your eyes
Płyta jako całość bardzo mi się podoba. Bardzo dobre, mocne granie. Dobre kompozycje. Mocny, świetny wokal. Dużo ciekawych patentów, które nawet, jeśli kojarzą się z innymi zespołami – tu brzmią bardzo ciekawie. Muzyka mocna, mroczna, zastanawiająca.